ZAKAZ ODDYCHANIA
NIE rozmawia z Mahmoudem Khalifa, ambasadorem Palestyny w Polsce.
– Swój plan dla Izraela i Palestyny prezydent Trump nazwał „dealem stulecia”. Saeb Erekat, sekretarz generalny OWP i główny negocjator palestyńsko-izraelskich porozumień z Oslo z lat 90., odrzekł na to, iż jest to „przekręt stulecia”, a palestyński Twitter ochrzcił propozycję prezydenta USA „policzkiem stulecia”. Ale podobną emocję wyrażają nie tylko Palestyńczycy: tygodnik „Economist” plan Trumpa określił mianem „kradzieży stulecia”, a postępowy izraelski dziennik „Haaretz” – „dowcipu stulecia”. To doprawdy rzadka jednomyślność w tak konfliktowej kwestii. Czy plan Trumpa rzeczywiście nie ma żadnych walorów?
– Mapa, którą proponuje pan Trump, to nie jest droga do rozwiązania konfliktu, tylko do dalszego jego zaostrzenia. Plan Trumpa legalizuje obecną sytuację, która – naszym zdaniem – jest taka, że jesteśmy państwem pod okupacją. Trump chce, żeby ta okupacja zyskała trwałą pieczęć aprobaty międzynarodowej – tak aby już nikt nigdy nie mówił o żadnych prawach dla Palestyńczyków. Moim zdaniem żaden rozsądny Izraelczyk nie może wyrazić zgody na to rozwiązanie – więc jak może Palestyńczyk?
– Na wszelki wypadek Palestyńczyków nikt nie zapytał.
– To prawda. Żeby zrozumieć cel tego planu, wystarczyło obejrzeć konferencję prasową w Białym Domu – konferencję, na którą żaden przedstawiciel Palestyny nie został zaproszony. I na tej konferencji pan Trump powiedział, że, być może, jeśli Palestyńczycy okażą się godni tego, żeby żyć w pokoju, to za 4 lata damy wam kawałek państwa… To o czym my mielibyśmy rozmawiać?
– O 50 miliardach dolarów?
– Dla pana Trumpa, który z zawodu jest handlarzem, to może być sposób na osłodzenie tego „dealu stulecia” – ale nie dla Palestyńczyków. Ani 50 miliardów, ani 500 miliardów – bo tutaj mówimy o suwerenności naszego kraju. My nie potrzebujemy pieniędzy pana Trumpa, my potrzebujemy życia na ziemi wolnej od izraelskiej przemocy. Tereny zagrabione przez Izrael stanowią 78 proc. historycznej Palestyny. Palestyńczykom zostało 22 procent ojczyzny. Strefa Gazy jest najgęściej zaludnionym miejscem na świecie: na 365 km kwadratowych żyją tam 2 miliony ludzi. Na Zachodnim Brzegu – ponad 3 miliony. Do tego osadnictwo żydowskie cały czas rozwija się na tych skrawkach ziemi, które nam pozostały, nic nie buduje się w samym Izraelu.
– Co plan Trumpa przewiduje dla tych skrawków? Prezentowany był jako z dawna pożądane przez Was „rozwiązanie dwupaństwowe”, czyli danie Palestyńczykom własnego państwa, niezależnego od Izraela. „New York Times” pisze, że prawa Palestyny mają być tak okrojone, że jest to raczej rozwiązanie „półtorapaństwowe”…
– Proszę spojrzeć na proponowaną przez Trumpa mapę: to wygląda jak archipelag palestyńskich wysepek w morzu Izraela. Nawet miasta palestyńskie są podziurawione izraelskimi osiedlami. Ma je połączyć sieć dróg, wybudowana przez amerykańskie firmy za te mityczne 50 mld dolarów, w tym absurdalny 40-kilometrowy tunel między Strefą Gazy i Zachodnim Brzegiem. Sieć ta będzie pod wyłączną kontrola Izraela. I jak wojsko izraelskie postanowi postawić na takiej przeprawie blokadę – co dziś dzieje się nagminnie – to żaden Palestyńczyk nie przejdzie z jednej części „państwa palestyńskiego” do drugiej. Proszę mi powiedzieć, jak możemy myśleć o jakimkolwiek planie rozwoju dla tych terenów?
– Plan Trumpa zakłada także, że „państwo palestyńskie” nie będzie miało prawa do podpisywania umów międzynarodowych. Ani do własnych sił zbrojnych…
– O jakim państwie można mówić, jeśli ma to być państwo bez własnego wojska? Pokój był zawsze naszym celem i dlatego były czasy, kiedy gotowi byliśmy zgodzić się na taki warunek. Ale w tej chwili, w żadnym wypadku nie możemy mówić o kraju bez wojska. Skoro jesteśmy pod okupacją i ciągłym zbrojnym zagrożeniem, musimy mieć swoje wojsko, aby ochronić swoich obywateli.
– Izrael mówi to samo: że we wszystkich restrykcjach wobec Palestyny chodzi o bezpieczeństwo Izraelczyków.
– Zdaniem Izraela, każdy Palestyńczyk, który oddycha, stanowi zagrożenie dla jego bezpieczeństwa. Podam pani przykład: jeśli napiszę na facebooku post o tym, że wojsko izraelskie postąpiło haniebnie, poniewierając ciało młodego Palestyńczyka za pomocą buldożera, mogę być sądzony za naruszenie bezpieczeństwa Izraela…
– Ma Pan na myśli – wyjaśnijmy Czytelnikom – potworny film, który kilka dni temu pojawił się w internecie, a na którym widać, jak kilkunastu Palestyńczyków usiłuje zabrać ciało człowieka zabitego przez IDF (Israel Defence Forces) na granicy sfery Gazy. Cofają się, ostrzeliwani przez izraelskie wojsko, podczas gdy izraelski buldożer zaczepia na jednym z zębów lemiesza zgruchotane zwłoki, które wcześniej kilkukrotnie przejechał, i – tak zwisające – przewozi na stronę izraelską. To efekt polityki obecnego ministra obrony Izraela, Naftaliego Bennetta, który zarządził, żeby armia izraelska aresztowała ciała zabitych Palestyńczyków w ramach odwetu za zwłoki dwóch izraelskich żołnierzy, przetrzymywane przez Hamas od roku 2014.
– Zabity Palestyńczyk to Mohamed Ali Al-Naeem. Miał 27 lat, zostawił żonę i rocznego syna. Zgodnie z prawem Izraela, mówienie o nim, publikowanie tego filmu, a także jego komentowanie, zagraża bezpieczeństwu państwa.
– Ale tak serio: czy Izraelczycy naprawdę są w stanie uwierzyć, że program Trumpa może poprawić ich bezpieczeństwo?
– To tak naprawdę nie jest program Trumpa. Izraelczycy zaczynają to rozumieć: to nie jest pomysł Trumpa, ani jego zięcia Kushnera, ani jego specjalnego doradcy ds. Biskiego Wschodu, Jasona Greenblatta. To jest program Netanjahu i kilku innych fanatyków, takich jak wspomniany przez panią min. Bennet – oraz Davida Friedmana, który jest amerykańskim ambasadorem w Izraelu i jednocześnie osadnikiem, wspierającym uznawane przez cały świat za nielegalne osiedle Bet El tuż pod Ramallah. Trudno oczekiwać, żeby ktoś taki był bezstronny.
– Ale czy tak naprawdę od kogokolwiek można dziś oczekiwać bezstronności w sprawie Izraela i Palestyny? Izraelska prawica opanowała do perfekcji mechanizm zastraszania całego świata zachodniego, nazywając antysemitą każdego, kto nie popiera bezkrytycznie izraelskiej polityki wobec Palestyńczyków. Boleśnie przekonał się o tym lider Labour Party Jeremy Corbyn, który ostatnio – wraz z całą partią – z kretesem przegrał wybory. Głównie dlatego, że został okrzyknięty antysemitą po tym, jak zaprotestował przeciwko włączeniu do kodeksu etycznego Labour Party kompletnej definicji antysemityzmu IHRA, która stwierdza, że aktem antysemityzmu jest oskarżanie Izraela o rasizm. Ryzykując zostanie antysemitką, zapytam: czy polityka Izraela jest rasistowska?
– Jednym słowem: tak. I to nie ogranicza się do Palestyńczyków. Dyskryminowani są także Żydzi pochodzenia afrykańskiego.
– Dyskryminowani z powodu koloru skóry?
– Wyłącznie. Pół roku temu tysiące etiopskich Żydów wyszły na ulice po tym, jak czarny żydowski nastolatek Solomon Tekah został bez powodu zastrzelony przez izraelskiego policjanta. Protestujący krzyczeli „Wolna Palestyna” i „Allahu Akbar”… Ale oczywiście gros dyskryminacji dotyczy Palestyńczyków.
– Mogę prosić o przykłady?
– Samorządy na wsiach czy w miastach i dzielnicach arabskich nie mają tych samych uprawnień to samorządy izraelskie. Nie mają też takiego samego finansowania. Palestyńczyk praktycznie nie ma prawa zbudować domu: uzyskanie pozwolenia na budowę trwa wiele lat i kosztuje dziesięciokrotnie więcej niż w przypadku Żyda. Jeśli ktoś podda się w tej walce administracyjnej i spróbuje bez zezwolenia, na przykład, nadbudować piętro własnego domu, żeby syn z żoną i dziećmi miał gdzie mieszkać – natychmiast pojawia się urzędnik z nakazem rozbiórki i buldożerem. Izraelskie nielegalne osiedla na terenach palestyńskich, mimo dziesiątków wyroków sądowych, nie tylko stoją, ale i rosną. Palestyńczyk na Zachodnim Brzegu i w strefie Gazy nie ma w oczach Izraela żadnych praw: można go zaatakować nocą, można zdemolować mu mieszkanie, zbombardować dom, można kopniakiem wyłamać mu drzwi, wytłuc okna w sklepie. A ten, kto próbuje bronić siebie i swojego domu, natychmiast jest aresztowany za stawianie oporu władzy.
– Rozumiem, że mówi pan o sytuacji, w której napastnikiem jest wojsko izraelskie. A co, jeśli jest to zwykły izraelski bandyta?
– Dziękuję bardzo za to pytanie. Gdy bandyta, który jest Żydem, zostanie aresztowany na gorącym uczynku przez palestyńską policję – tego samego dnia jest odbity przez izraelskie wojsko. Ale oczywiście dyskryminacja nie ogranicza się do mieszkańców Zachodniego Brzegu i strefy Gazy. Także obywatele Izraela pochodzenia palestyńskiego są przez państwo zwalczani.
– Na przykład?
– Jeśli Palestyńczyk z izraelskim paszportem ożeni się z kobietą z Zachodniego Brzegu czy strefy Gazy – ona nie zyskuje izraelskiego obywatelstwa, a jedynie czasowe prawo pobytu, które musi cyklicznie przedłużać. Jeśli taki Palestyńczyk ożeni się, na przykład, z Jordanką – to to już jest całkowity problem, bo ta żona nie ma żadnego prawa pobytu w Izraelu.
– Co wtedy?
– Zapewne on wyjedzie do Jordanii. I o to właśnie chodzi. Chodzi o to, aby Palestyńczyków z izraelskim obywatelstwem było jak najmniej, żeby skłaniać ich do wyjazdu. Plan Trumpa zakłada przyłączenie dwóch dużych enklaw palestyńskich do „państwa palestyńskiego” – w sumie koło 400 tysięcy Palestyńczyków mieszkających w Izraelu planuje się włączyć Zachodniego Brzegu, albo wręcz przesiedlić do wymyślonej w tym planie palestyńskiej dzielnicy mieszkaniowej w Negebie – żeby nie pozostali w Izraelu. Szczególnie surowe przepisy dotyczą Jerozolimy: Palestyńczyk zamieszkały w Jerozolimie tak naprawdę nie może ożenić się kobietą spoza Jerozolimy, bo ona nie zyskuje prawa do zamieszkania w mieście, a jak on zamieszka z nią – to straci to prawo. Oczywiście Żydów te ograniczenia nie dotyczą – one są obliczone na to, żeby zmniejszyć liczbę ludności nieżydowskiej, palestyńskiej, żeby ograniczyć przyrost naturalny. Żeby jak najmniej Palestyńczyków głosowało w Izraelu.
– A teraz głosują?
– W znacznej mierze tak. Obliczono, że gdyby wszyscy Palestyńczycy z prawem do głosowania wzięli udział w wyborach, mielibyśmy 18 mandatów w Knesecie. W tej chwili mamy 13, szacunki mówią, że w najbliższych wyborach możemy zdobyć 2 więcej. Od dekady palestyńscy kandydaci startują z jednej, koalicyjnej listy – to zwiększa ich szanse.
– Panie Ambasadorze; „plan Trumpa”, czy precyzyjniej, plan Netanjahu i Friedmana przyjęty przez Trumpa za pośrednictwem zięcia, jest tak fatalny, głupi i bezczelny, tak kompletnie nie do zaakceptowania dla nikogo poza najbardziej twardogłową izraelską prawicą – że rodzi się pytanie: po co? Czemu on ma służyć? Po co został ogłoszony?
– Ja w tym widzę działania nowego kolonializmu, który postanowił, że pora na nowy podział tego regionu, nowy podział Bliskiego Wschodu. I widać wyniki tego działania: w Syrii, Libii, Iraku… Obecna administracja amerykańska eskaluje ten konflikt. Oczywiście to są problemy, które istnieją od dawna, Trump ich nie wymyślił, ani nie wywołał – ale widać, że dzisiejszy porządek świata panu Trumpowi szczególnie nie odpowiada i ma taki pomysł, żeby wyłamać ręce wszystkim, którzy spróbują bronić resztek tego porządku. Ameryka po prostu nie widzi żadnej siły, która mogłaby się jej przeciwstawić: nie widzi w tej roli Unii Europejskiej, nie widzi Chin, nie widzi także żadnej organizacji międzynarodowej, z którą musiałaby się liczyć. Organizacja Narodów Zjednoczonych nie ma autorytetu, jaki miała kiedyś. Stała się dość fasadową instytucją, której warunki dyktuje administracja amerykańska. Stany Zjednoczone mają dziś monopol na decydowanie o losach świata, mają możliwość blokowania wszelkich rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ, zapewniają Izraelowi bezkarność. Izrael narzeka, iż większość rezolucji wymierzona jest przeciwko niemu. Dzieje się tak dlatego, że władze Izraela konsekwentnie ich nie realizują, co powoduje przyjmowanie kolejnych. Ta bezsilność ONZ oznacza, że powracamy do sytuacji braku praworządności w stosunkach międzynarodowych. Żyjemy w prawie dżungli, kiedy w silniejszy zjada słabszego.
– Nie zabrzmiało to optymistycznie…
– Nigdy nie tracę nadziei. Wierzę, że wyjściem z tej dramatycznej sytuacji jest po prostu realizacja postanowień ONZ. Ale kiedy natrafiamy na takie fanatyczne pomysły, jakie prezentuje administracja amerykańska i nie widzimy oporu ze strony społeczności międzynarodowej – to przychodzi chwila, kiedy człowiek traci wiarę w tę społeczność, w międzynarodową sprawiedliwość. Jestem w Polsce i myślę sobie, że gdyby Polacy stracili nadzieję – czy w ogóle odzyskaliby swoje państwo po 123 latach? Ale Polacy nigdy nie stracili nadziei, walczyli, prowadzili pracę u podstaw, podejmowali zabiegi polityczne. Żaden okupant nie złamał w was ducha, nie zrobił z Polaków Niemców, ani Rosjan, ani Austriaków. Zostaliście Polakami. To inspirujący przykład; warto zachować wiarę w przyszłość i w ludzkość. Ale mamy też prośbę do świata: nie testujcie granic naszej cierpliwości.